Po wypadzie na MP do Grudziądza, a właściwie już w jego trakcie Wojtek jako przodownik w tej materii rzucił pomysł, żeby wybrać się jeszcze raz w tym sezonie w większym składzie na zawody F3F. Wszystkim temat się spodobał, szczególnie że był to wypad nad morze 🙂 a dokładnie do Mechelinek nieopodal Trójmiasta.
Piątek 18 Października
Tym razem jazda wesołym autobusem nie wchodziła w grę i wyjechaliśmy na 3 samochody, o zupełnie różnych porach. Mario wyjechał rano i około południa zgarnął mnie z Warszawy, ekipa z Zaleszan/Turbii wyjechała wczesnym popołudniem a Wojtek jeszcze później. Cel był jedynie taki, aby dojechać na nocleg, jakieś piwko i w kimę 🙂 Oczywiście takie szczury lądowe jak my musieliśmy jeszcze zaliczyć molo i plażę, które były dosłownie kilka kroków od pensjonatu 🙂
Sobota 19 Października
W porównaniu do naszego zwyczajowego pińczowskiego leniuchowania, tutaj pobudka była dość wczesna. Szybkie śniadanie i po 8:00 wyjazd na zbiornik przy Jeziorze Żarnowieckim. Chyba wszyscy liczyli po cichu na latanie na klifie, ale kierunek wiatru był zupełnie z innej strony.
Zbiornik jest dość specyficzną miejscówką – stojąc na szczycie zaraz za plecami jest siatka (do niej jeszcze wrócimy 😀 ). Z drugiej strony jego kształt pozwala na latanie przy prawie każdym kierunku wiatru.
Tego dnia nie wiało jakoś super mocno, ale regulaminowe minimum było spełnione.
Dla mnie te zawody były pierwszym podejściem do tematu i…pierwszy lot nie poszedł najlepiej. Problemy z elektryką sprawiły, że zaczęły zacinać się serwa od lotek i w połowie próby model znalazł się za siatką. Fuks w tym taki, że tuż przy siatce, a nie w wodzie i udało się go wydostać prawie bez strat…uff. Debiut – DNF, Zonk czuwa 😀 .
Wojtek w pierwszej rundzie był piąty, Paweł i Mario w końcówce. Maciek bardzo zachowawczo rozpoczął, Kamil wbił się do pierwszej 10.
Następne rundy w naszym wykonaniu były mniej więcej w podobnych obszarach – Wojtek walczył w czołówce, Paweł i Mario w drugiej dziesiątce, Kamil w Top 10 a ja i Maciek w drugiej. Dla wyjaśnienia – ja latałem miniówką, a Maciek dość wysłużonym Esso ;). Paweł próbował dogadać się z Vikingiem, który jest modelem do F5J. Mario z kolei latał sprzętem własnego wyrobu.
Pod koniec dnia wiatr zaczynał słabnąć i pojawiały się re-flighty. Ogółem tego dnia udało się rozegrać 3 kolejki lotów.
Po skończonych lotach wróciliśmy do bazy na obiad – oczywiście rybkę, jak to nad morzem 😀 . Potem już chill, piwko i pogadanki.
Niedziela 20 Października
Drugiego dnia zawody również odbywały się w tym samym miejscu. Warunki były bardzo podobne jak w sobotę. Kolejki poszły jednak odrobinę sprawniej i udało się ich rozegrać 4. Dzięki temu jeden najgorszy lot był odrzucany w końcowej klasyfikacji. Najlepszy z nas, Wojtek miał tego dnia miejsca 3,2,2 i 1 🙂 Pozostali prezentowali się podobnie jak pierwszego dnia. Większych zdarzeń tego dnia nie było 🙂
Ostatecznie miejsca dla naszej bandy wyszły następująco:
Wojtek – 2
Kamil – 7
Mario – 19
Paweł – 20
Maciek – 21
Arek – 23
Sklasyfikowano 25 zawodników, z czego ostatni latał tylko pierwszego dnia.
Zawody wygrał Marcin Obruśnik, przed Wojtkiem i Jerzym Kurkiem.
Po rozdaniu nagród i zakończeniu starszyzna pojechała na obiad do Rewy, aby jeszcze chwilę popatrzeć na morze jesienną porą 🙂 a Kamil z ekipą zwiedzali wieżę widokową nieopodal zbiornika. W drogę powrotną ruszyliśmy więc osobno.
Temat F3F chyba wkręcił się nam na dłużej, niektórzy po tych zawodach już się dozbroili sprzętowo, pozostałym chodzi to mocno po głowie 🙂 Sam wypad należy uznać za bardzo fajnie spędzony weekend, nawet pomimo słabego wyniku sportowego (nie licząc Wojtka, który lata tu znacznie dłużej). Ale powoli, na razie zbieramy doświadczenia i mamy nadzieję na sowity progres w przyszłym roku 🙂
pisał Arek