Od dłuższego czasu w tej sekcji wiało nudą – w kółko tylko Pińczów i Pińczów + jakieś zawody Vento. Na facebooku RC Pany Zaleszany (czyli modelarni prowadzonej przez Wojtka), co prawda pojawiają się mniejsze lub większe relacje z wypadów 'na poziomie’, ale reszta naszej ekipy raczej na większe zawody nie jeździ albo jak jedzie to relacji pisać nie zamierza.
Tym razem było jednak inaczej bo pojechałem tam ja – w roli obserwatora, operatora aparatu i czasem kamery, a do tego pisorza niniejszych wypocin 😀 Tak, pojechałem na MP bez modelu, za to zawiozłem tam, dookoła komina i z powrotem całą ekipę, a do tego miałem sporo czasu by zaobserwować wszystko to, co teraz postaram się opisać.
Jakoś początkiem września Wojtek rzucił pytanie czy ktoś wybiera się na MP F3F, Paweł i Mario wyrazili chęć, a do tego miało też jechać przynajmniej dwóch zawodników z Zaleszan. Finalnie ekipa była na 8 osób, co normalnie wymusza jazdę na min. dwa samochody. Jednak ponieważ, gdyż ja od zawsze byłem skrzywiony w stronę samochodów i w takiej też branży pracuję, to udało się załatwić 8 osobowego vana i tym samym zmniejszyć koszta tej wyprawy oraz zwiększyć hmm fun factor 😀
Czwartek 12 Września
Dzień wyjazdu. Rzadko się zdarzało ostatnio żeby jechać na zawody już w czwartek, ale tutaj było to niezbędne. Nie wszyscy mieli tego dnia wolne od pracy/szkoły więc realne zbieranie i pakowanie zeszło od 13:00 w Tarnobrzegu do prawie 16:00 w Stalowej Woli i okolicach, kiedy to zrobiliśmy ostatni przystanek i zabraliśmy Wojtka Kieliszka.
Tak upchnięci z gratami w aucie i boksie na dachu ruszyliśmy w ponad 500 km trasę.
Trasa takim wesołym autobusem poszła dość sprawnie, choć oczywiście było więcej pit stopów na zrzut/uzupełnienie płynów 😀 Było trochę śpiewania nawet – ten motyw będzie się z resztą jeszcze tutaj przewijał 🙂
Po dojeździe na miejsce, gdzie wcześniej mieliśmy zarezerwowane pokoje była chwila niepewności – głucho, ciemno dookoła, a telefon obsługi nie odpowiada. Na szczęście po chwili udało się skontaktować i każdy mógł pójść w kimę na swojej pryczy 🙂
Piątek 13 Września
Tym razem nie było spania, spokojnego wcinania śniadania itd. O 9:00 trzeba było być na rozpoczęciu w Lisich Kątach, a my tam mieliśmy ponad 20 km drogi, bak na rezerwie i nic na śniadanie. Temat był prosty – wyjazd przed 8:00 i Orlen po drodze 😀 Udało się.
Po oficjalnym rozpoczęciu zawodów przed Aeroklubem, wyruszyliśmy w kierunku zbocza wskazanego przez organizatora – prawie godzina jazdy.
Dojazd do zbocza prowadził leśną drogą, a do krawędzi górki było raptem 300-400m z buta po płaskim.
Po krótkim briefingu dla zawodników i testach sprzętu rozpoczęło się latanie. Dla Wojtka i Kamila ta klasa jest już znana. Natomiast Paweł, Mario, Maciek i drugi Wojtek mieli trochę trudniej ze względu na brak doświadczenia w F3F lub latanie nowym modelem. Na szczęście miejsce do lądowania było dość model-friendly – zaorane piaszczyste pole, chociaż z rotorami w połowie długości podejścia 😉 Tutaj ciekawy manewr wyszedł Pawłowi – podczas lądowania doleciał do krawędzi zbocza i skrzydłem zawadził o wystające habezie, co wywinęło go na plecy 🙂 na szczęście to pilot przeszkolony na wiele typów maszyn więc po chwili lotu odwróconego skończyło się na zrobieniu półbeczki i bezpiecznym lądowaniu. Tym razem wszyscy bili brawo, kierowca też 😀 Drugą kolejkę wygrał Wojtek, pozostali byli gdzieś w drugiej dziesiątce, ale bardziej chodziło o zapoznanie się z tematem niż walka o czas.
Niestety po rozegraniu bodajże dwóch kolejek lotów wiatr zaczął się odkręcać i zapadła decyzja o zmianie zbocza.
Ze względów czasowych oraz z powodu przelotnego deszczu na drugim zboczu udało się rozegrać tego dnia jeszcze jedną kolejkę lotów, w której Wojtek był dla odmiany drugi.
Po zebraniu gratów pojechaliśmy na późny obiad do Grudziądza, po drodze sklep i chill w kwaterach.
Sobota 14 Września
Znów wczesne wstawanie bo na zboczu trzeba być o 9:00, a kawałek drogi tam było. Dodatkowy klops – na Orlenie nie było hot dogów 😀 na szczęście po drodze był spożywczak się poranny głód zaspokojony, można startować :D. Tego dnia warunki pozwoliły na rozegranie 6 rund w dość przyjemnych warunkach. Lataliśmy na tym samym zboczu, na którym skończyliśmy poprzedniego dnia. Jest to skarpa nad samą Wisłą, z pięknym widokiem na rzekę i szeroką okolicę, w galerii jest trochę fotek pokazujących to miejsce.
Co do samych wyników to Wojtek przeważnie był w pierwszej dziesiątce, raz jeszcze udało mu się wygrać w 5 rundzie. Pozostali raczej w drugiej dziesiątce, z pojedynczymi wynikami w top 10. Przed każdym lotem było trochę rozkminy odnośnie ilości balastu, a także nauka latania szybko i bez utraty prędkości. Na plus warto też uznać fakt, że prawie nikt nie uszkodził znacząco modelu. Jedynie Maciek w ostatnim locie połamał statecznik.
Inną przygodę z kolei miał Kamil – rozpoczął swój lot dość nisko, przez co sędzia bazowy zobaczył jego model za późno i przekroczył czas startowy. Jest to sytuacja, kiedy zawodnik dostaje 0 za lot. Dla świeżaków lekcja typu 'tak nie rób’ :).
Po 9 kolejkach na prowadzeniu był Wojtek, Paweł 16, potem na miejscach 22-25 Kamil, Mario, Maciek i Wojtek, który jako jedyny latał miniówką a i tak udało mu się wyprzedzić jednego zawodnika z dużym modelem 🙂
Po lataniu pojechaliśmy na szybki obiad, potem Biedra po zapasy i dołączyliśmy do ogniska w Aeroklubie. Trochę pogadanek przy ognisku i browarku dało fajne odprężenie, jakie na zawodach zawsze jest w cenie 🙂
Na powrocie do naszego ośrodka znów dał o sobie znać chórek z ostatniego rzędu siedzeń w naszym busie 😀 Przed spaniem jedni kończyli swoje browary, a ja mogłem wreszcie coś wypić po ciężkim dniu na krzesełku z aparatem w ręce 🙂
Niedziela 15 Września
Ostatni dzień naszego wypadu. Tym razem więcej pakowania bo musieliśmy zabrać wszystko z pokoi i po 9:00 zjawić się na górce. Po drodze oczywiście hot-dogi na Orlenie 😀 Prognozy już poprzedniego dnia dawały małe szanse na wiatr z dobrego kierunku więc po krótkim oczekiwaniu organizatorzy postanowili zakończyć zawody z wynikami z poprzedniego dnia. Tym samym Wojtek zdobył swój drugi w tym roku tytuł Mistrza Polski i trzecie pudło 🙂 Po rozdaniu nagród, wspólnych fotkach wyruszyliśmy w drogę do domu. Z racji odległości brak kolejek tego dnia pozwolił nam na powrót o w miarę ludzkiej porze 🙂
Myślę, że wypad pomimo tylko jednej chociaż bardzo cennej zdobyczy sportowej należy uznać za bardzo udany. Oprócz zdobytych doświadczeń w nowej klasie po prostu mieliśmy trochę wolnego od pracy i szkoły, a o to też przecież chodzi 🙂 Nastroje, jeśli to nie słomiany zapał, wydają się być takie, że jeszcze w tym roku gdzieś na F3F pojedziemy, a w kolejnym roku być może uda się odwiedzić więcej tego typu zawodów 🙂
pisał Arek